środa, 21 lutego 2018

Olejek myjący Isana a mydło Protex - czyli pojedynek gigantów w myciu pędzli

Cześć i czołem :)

Każda osoba interesująca się makijażem na pewno zdaje sobie sprawę z tego, jak bardzo ważne jest to aby dbać o pędzle. I nie ma znaczenia, czy pędzle są naszym narzędziem pracy, czy tylko przydatnymi akcesoriami w wykonywaniu naszego codziennego makijażu - dbać trzeba o nie tak samo, poprzez regularne mycie czy odpowiednie przechowywanie.
Dzisiaj zajmiemy się tylko myciem - bardzo istotne jest aby proces ten przebiegał szybko, skutecznie i bezproblemowo. Jest naprawdę sporo produktów które są przeznaczone typowo do tego zadania - specjalne płyny i szampony. Być może się sprawdzają w swojej roli, aczkolwiek ciężko mi to ocenić, bo nigdy nie używałam produktów stricte do prania pędzli.
Używałam ( i nadal używam) natomiast produktów które są przeznaczone nieco do innych celów niż mycie pędzli, ale mimo tego świetnie sobie radzą w tym polu. Są to dwa produkty, dość słynne i chwalone, więc na pewno są Wam znane - olejek myjący pod prysznic Isana i mydło Protex. Mam rację?

W dzisiejszym wpisie zabrałam się za ich porównanie, więc mamy mały pojedynek gigantów. Który jest w moim odczuciu lepszy? Tego dowiecie się za chwilę :)


OLEJEK MYJĄCY ISANA A MYDŁO PROTEX



* Wybaczcie, że nie wstawiłam zdjęć swoich egzemplarzy, ale po wielokrotnym użytkowaniu wyglądają po prostu źle :)


PRZEZNACZENIE OGÓLNE

Olejek myjący z Isany, jest zwyczajnym produktem pod prysznic. Taka alternatywa dla żelu pod prysznic, z przeznaczeniem dla bardziej suchej skóry. Nie jestem w stanie powiedzieć jak się sprawdza pod tym względem, używam raczej standardowych żeli pod prysznic. 
Czytałam także, że Isana fajnie się sprawdza jako produkt do demakijażu, depilacji, czy też jako peeling do ciała jeżeli również dodamy do niego cukier.

Mydło Protex jest najzwyklejszym mydłem do mycia. Są osoby które używają tego mydła do mycia ciała i twarzy, też ze względu na właściwości antybakteryjne. Nie jestem zwolenniczką takiego rozwiązania, ale jeżeli to komuś się sprawdza, to niech tak dalej robi.

Oba produkty mają różne przeznaczenia, ale plusem jest to, że możemy je wykorzystać nie tylko do mycia pędzli, jeżeli pod tym względem się nie sprawdzą. 


OPAKOWANIE, ZAPACH

Olejek Isany to poręczna butelka zamykana na zatrzask, o pojemności 200 ml. Etykieta widoczna, aczkolwiek podobno lubi się odklejać, co może drażnić nasze oko łaknące estetyki, ale przyjmijmy, że to mało istotny szczegół. Zapach...nie, to nie jest przyjemny zapach. Nie odpowiada mi i podejrzewam, że nie tylko mi. Nie można powiedzieć, że olejek bardzo śmierdzi, ale nie jest to ładny zapach. Jednak dla kogoś kto chce stosować olejek w celu mycia pędzli nie powinno to stanowić problemu. Chyba.
Mydło Protex to tradycyjna kostka, ja mam akurat taką w pomarańczowym kolorze, ale są jeszcze dwa rodzaje do wyboru. Podejrzewam, że niczym szczególnym się nie różnią. Zapach mydełka jest dość przyjemny dla mnie, mydlany, typowy dla tego typu produktu.

ŁATWOŚĆ STOSOWANIA

Olejek Isany najbardziej lubię stosować do mycia gąbeczek. Wlewam odrobinę olejku do miseczki i zanurzam w takiej mieszance gąbeczki. Później je płuczę. Tak samo robię z pędzlami, uważam tylko na to aby nie zanurzyć w wodzie skuwki pędzla. 
Jeśli chodzi o mydło, to wilgotne pędzle i gąbeczki delikatnie pocieram o spienioną kostkę.
Potem pozostawiam je na kilka minut, następnie płuczę. 
Podsumowując, oba produkty łatwo się stosuje, a cały proces przebiega szybko.

CENA, DOSTĘPNOŚĆ

Oba produkty są tanie, olejek kosztuje 7 zł, a mydło ok. 3 - 4 zł. Nie ma co ukrywać, cenowo jest naprawdę atrakcyjnie, jeszcze w porównaniu do innych produktów specjalnie przystosowanych do mycia pędzli. 
Bardzo dobrze też jest z dostępnością. Isana jest marką własną Rossmanna, więc na pewno olejek tam znajdziemy. I tylko tam, aczkolwiek Rossmann to sieć drogerii która się stale rozwija i sklepy możemy już spotkać wszędzie, od większych miast aż po małe miasteczka. 
Mydło Protex dostępne jest w każdej drogerii, supermarketach, więc nie ma z tym żadnego problemu.

SKUTECZNOŚĆ

Oba produkty są tak samo skuteczne jeśli chodzi o czyszczenie pędzli i gąbeczek. Wszelkie zanieczyszczenia, kurz, kosmetyki kolorowe znikają naprawdę szybko - zarówno te świeże zanieczyszczenia jak i te kilkudniowe. Po kąpieli w miseczce zarówno pędzle jak i gąbki naprawdę są czyściutkie, bez żadnych plam.  Oba produkty też są delikatne dla pędzli, nie przesuszają, nie zauważyłam też aby włosie wypadało z pędzli. 

MOJE ODCZUCIA - KTÓRY PRODUKT JEST LEPSZY?

Można powiedzieć, że jest remis prawda? Oba produkty skuteczne, tanie, łatwo dostępne, czego chcieć więcej, prawie, że ideały (pomijając zapach Isany) 
Są jednak małe szczegóły o których muszę wspomnieć - Olejek Isany jest skuteczny jeśli chodzi o usuwanie brudu, ale mam wrażenie, że sam w sobie się nie domywa. I nie ważne ile razy będę płukać w wodzie pędzle czy gąbki - i tak będzie mi towarzyszyć wrażenie, że są one po prostu niedomyte, a późniejsze ich użytkowanie jest po prostu niekomfortowe dla mnie. Zdaję sobie sprawę z tego, że prawdopodobnie trzeba naprawdę dobrze i dokładnie spłukać olejek, ale serio, zawsze starałam się, a i tak nic to nie zmieniało. 
Do tego jeszcze ten zapach. Niestety na pędzlach się utrzymuje, ale podejrzewam, że gdyby udało mi się dobrze spłukać olejek, to takiego problemu by nie było.

Jeżeli chodzi o mydło Protex, to ten produkt akurat szybko się spłukuje, tutaj absolutnie nie mam wrażenia, że coś jest niedomyte. Pędzle i gąbki aż skrzypią z czystości.

Oczywiście mogę moja akcesoria myć olejkiem, a później domywać je mydełkiem, aby mieć pewność, że są na 100 % czyste. Opcja trochę bardziej czasochłonna, bo w sumie wystarczyło by wyprać pędzle mydłem, ale z drugiej strony  metoda takiego podwójnego mycia bardzo dobrze się sprawdza w przypadku kiedy pędzle i gąbki nie były myte przez kilka dni

Do takiego szybkiego mycia wolę jednak zastosować mydło.

Oczywiście są to tylko moje odczucia. Jeżeli stosujecie olejek Isany i jesteście zadowoleni z tego produktu to jak najbardziej nadal z niego korzystajcie. Ja jeszcze spróbuję znaleźć na niego sposób, w końcu tyle osób chwali ten olejek i nie sądzę, żeby te osoby miały problem z jego spłukiwaniem. Może ja coś robię nie tak :)

A Wy jak myjecie swoje akcesoria makijażowe? Czego używacie? Znacie produkty o których piszę? A może znacie jakieś inne perełki? 

Pozdrawiam Was serdecznie


piątek, 16 lutego 2018

Gdybym napadła na bank, czyli...kolorówkowa chciejlista marzeń ;)

Cześć i czołem ;)

Ostatnio naszła mnie myśl odnośnie kosmetyków kolorowych. Wyobraziłam sobie, że mam możliwość zakupienia sobie wszystko co mi tylko wpadnie do głowy jeśli chodzi o kolorówkę z wyższej półki. Począwszy od podkładów, a skończywszy na pomadkach. Coś pięknego. Oczywiście wizja niewykonalna, bo zwyczajnie mnie nie stać na takie luksusy, ale przyznam, że zawsze chciałam zrobić taką wishlistę w której ujęłabym tylko te kosmetyki, na które niestety mogę sobie tylko popatrzeć na YouTube. 
Ewentualnie w Sephorze. 

Wspominałam kiedyś jednak o tym, że chciałabym powoli inwestować w trochę droższe marki. Taka lista, będzie mi sporo w tym ułatwiać, bo już mniej więcej będę wiedzieć co chcę. A myślę, że stopniowo będzie się coś pojawiać. 

Ciekawi jesteście co tam mi się marzy w kosmetyczce?


PODKŁADY:

Tutaj akurat marzą mi się podkłady do zadań specjalnych. Impreza, wesele, ważne uroczystości. Nie ukrywam wtedy zależy mi, aby ten makijaż jak najdłużej się trzymał i przy okazji wyglądał dość świeżo, jak na swoje możliwości. Nie mam takiej pewności jeśli użyję podkładu drogeryjnego - dokładnie takiego podkładu używam raczej na co dzień.
Do zadań specjalnych raczej użyłabym mega kryjącej, trwałej szpachli. 
Mam kilka typów, jeśli chodzi o tego typu produkt. 

Od lewej: Estee Lauder, MAC, Smashbox
Przede wszystkim Estee Lauder Double Wear. Chyba najbardziej przemawia do mnie ten podkład, chociaż biorę jeszcze pod uwagę podkład Mac Pro longwear, albo Smashbox Studio Skin.
Jeżeli chodzi o podkłady dzienne, to wolę się skupić na markach drogeryjnych.

KOREKTOR
(pod oczy i na niedoskonałości)

źródło: tartecosmetics.com/

Tutaj nie miałam problemów z wyborem, strasznie za mną chodzi słynny Tarte Shape Tape. Wiele razy słyszałam, że jest wart swojej ceny, więc nie ukrywam, że fajnie było by to sprawdzić.

PUDER
źródło: www.amazon.com/
Tu też nie będę oryginalna. Wybrałabym puder Laura Mercier Translucent Loose Setting Powder, był to chyba wielokrotny ulubieniec roku jeśli chodzi o pudry, na polskim YT.  Myślę, że koncertowo zadbał by o trwałość makijażu. 

BRONZER/KONTUROWANIE
źródło: www.sephora.com/
Ostatecznie chyba wybór padł by na paletę do konturowania Kat von D Shade Light. Oczywiście pewnie musiałabym nauczyć się z nią pracować, bo niestety zdarza mi się jeszcze przesadzić z bronzerem (ale już jest lepiej, pracuję nad tym :)

RÓŻ

źródło: http://www.udziewczyn.pl/

Mam być szczera? Nie porwał mnie żaden róż, jeśli chodzi o droższe marki, a też nie chcę tu wrzucać czegoś na siłę. Swego czasu podobały mi się róże The Balm, więc może poszłabym w ich kierunku.

ROZŚWIETLACZ
źródło: https://glowstore.pl/pl/rozswietlacze/

Mam już swojego faworyta jeśli chodzi o ten kosmetyk, który nie odbiega jakością od tych wysoko półkowych (podobno) - a chodzi o rozświetlacz My Secret Princess Dream. 
Gdybym jednak cierpiała naprawdę na nadmiar kasy, to może wypróbowałabym któryś z rozświetlaczy Becca.

BAZA POD CIENIE
źródło: https://kobietamag.pl/nowosc-smashbox-baza-pod-cienie-do-powiek-24-hour-photo-finish-shadow-primer/

Może ta ze Smashboxa :) Nałożona na korektor z Tarte


PALETA DO OCZU

Jeśli chodzi o makijaż oczu, to nie biorę raczej pod uwagę pojedynczych cieni. Teoretycznie ciężko znaleźć paletę cieni idealnie skomponowaną tak, aby wykorzystać każdy z dobranych odcieni, ale mimo wszystko to jednak częściej po nie sięgam. Nie przepadam też za pigmentami. 

Jeśli chodzi o matowe palety, to najbardziej przemawia za mną paleta Affect. Idealna aby stworzyć szkielet makijażu oka. Plus do tego dobra pigmentacja, trwałość. Kusi mnie jeszcze propozycja KOBO czyli paleta Basic. W porównaniu z pozostałymi paletami o których wspomnę, jest to propozycja tańsza, ale ujęłam ją w tym zestawieniu, bo jest świetnej jakości (podobno :) 
Oczywiście nie skończy się tylko na matowych paletach, marzą mi się inne cuda, tj. Anastasia Beverly Hills Modern Renaissance, wszystkie palety Juvia's Place, Nabla Dreamy, Morphe Jaclyn Hill.

Na górze paleta ABH i Nabla. Na dole paleta Morphe Jaclyn Hill i jedna z palet Juvia's Place 

Bardzo podobają mi się również palety The Balm, a konkretnie The Nude Beach i Meet Matt(e) Trimony. Fajna wydaje się również paleta polskiej marki Tune Cosmetics The D-dur, ma piękne nieoczywiste kolory.
Palety The Balm: Nude Beach i Meet Matt(e) Trimony
źródło: https://tune-shop.pl/pl/p/Paleta-cieni-TUNE-The-D-dur-Eyeshadows-Palette-/1

Nie kuszą mnie natomiast palety Hudy Beauty. Może to i lepiej? Trochę też mi opadł zapał jeśli chodzi o Zoeve. 

EYELINER
Bardzo rzadko sięgam po eyeliner, prawie wcale. Po prostu nie umiem rysować pięknych, równych kresek. Ogólnie mam wrażenie, że moje oko lepiej wygląda bez kreski. Także jest to raczej kosmetyk zbędny w mojej kosmetyczce.
Ale, ale...gdybym kiedyś się przekonała do eyelinera, to chyba wybrałabym Kat von D Tattoo Liner, albo ten z Clinique.

TUSZ DO RZĘS/ SZTUCZNE RZĘSY

Samego tuszu do rzęs raczej bym nie szukała jeśli chodzi o te z droższej półki. W sam raz wystarczy mi mój ulubiony Volume Million Lashes So Couture.
Bardziej zainwestowałabym w sztuczne rzęsy. A konkretnie rzęsy Sminko...yyy wszystkie rodzaje :)


POMADA DO BRWI
źródło:https://www.makeupalley.com/product

Wybór może być tylko jeden - Anastasia Beverly Hills, w wybranym odcieniu. Chociaż Wibo też daje radę.


POMADKI

Kocham pomadki, więc nie ograniczę się tutaj tylko do jednej marki. Z tych standardowych, na pewno wybrałabym pomadki MAC
A z płynnych matowych - na pewno Huda Beauty Matte, Kat von D, Nabla, Sephora.


Jeśli chodzi o odcienie, to nie sugerujcie się tymi kolorami które pokazałam w grafice, nie mam jeszcze w głowie konkretnych typów, ale wiem, że na pewno znalazły by się czerwienie, śliwki, nudziaki, brudne róże...na pewno odpuściła bym mocno cukierkowe róże i bardzo jasne odcienie.


I to tyle jeśli chodzi o taką wishlistę marzeń jeśli chodzi o kolorówkę. W razie przypływu gotówki, to będzie jak znalazł :)
A tak na serio, to raczej wykorzystam ją do tego, aby mieć już wszystko pod kontrolą. Wiem czego chcę i co będę stopniowo wprowadzać. I zamierzam się tego trzymać, chociaż idę o zakład, że trafią się jeszcze jakieś cudaki, których zapragnę i będzie podmianka. 

Oczywiście nie zamierzam też rezygnować z tańszej kolorówki, jest tyle perełek :)

Układaliście kiedyś taką chciejlistę marzeń? Jakie kosmetyki ujęlibyście w takim zestawieniu? Może używacie jakiegoś produktu o którym pisałam? A może jeszcze możecie coś fajnego polecić? 

Pozdrawiam Was serdecznie :)

niedziela, 11 lutego 2018

Regenerujący krem do rąk, Vianek

Cześć i czołem :)

Przez dłuższy czas pielęgnację dłoni traktowałam trochę po macoszemu. Przyznam, że nie mam wymagającej skóry dłoni, jedynie co to mam szorstkie skórki wokół paznokci. Mimo tego i tak  często zapominałam o regularnym kremowaniu  rąk. Myślę jednak, że to taki tymczasowy stan i wypadało jednak profilaktycznie coś podziałać, aby jak najdłużej utrzymać dłoni w najlepszej kondycji. Stąd też decyzja o regularnym kremowaniu rąk - w zasadzie byłam też ciekawa, czy odczuję jakąś różnicę, a poza tym moim głównym celem było zmiękczenie skórek. 

Zależało mi na tym, aby krem był jak najbardziej tłusty, aby było go czuć - mamy okres zimowy, więc tłusta warstewka ochronna jest jak najbardziej wskazana. Wybór padł na krem regenerujący z Vianka. Jest to produkt z serii regenerującej, oprócz kremu mamy do wyboru jeszcze peeling do rąk, oraz odżywczą, regenerującą kurację do rąk w zestawie z bawełnianymi rękawiczkami. Można powiedzieć idealny zestaw na zimę :) 
Dzisiaj jednak strzelę pogadankę o kremie regenerującym, opowiem Wam, czy rzeczywiście spełnił moje oczekiwania.

REGENERUJĄCY KREM DO RĄK | VIANEK



OPIS PRODUCENTA:

"Regenerujący krem do rąk z ekstraktem z liści morwy białej o właściwościach przeciwstarzeniowych i rozjaśniających przebarwienia. Zimnotłoczone oleje (lniany, wiesiołkowy) i masła (shea, avokado), zapewniają wyjątkowe odżywienie skóry i zapewniają jej ochronę przed niekorzystnymi czynnikami. Mocznik i gliceryna, wiążąc wodę w głębszych warstwach naskórka, gwarantują utrzymanie prawidłowego poziomu nawilżenia przez dłuższy czas. Systematyczne stosowanie kremu zapewnia dłoniom miękkość, elastyczność i młody wygląd"

Sposób użycia: Nanieś krem na oczyszczoną skórę i wmasuj do całkowitego wchłonięcia.

Termin ważności: 18 miesięcy od daty produkcji, 3 miesiące od momentu otwarcia.
Początek formularza
Dół formularza

ANALIZA SKŁADU:

Aqua, Linum Usitatissimum Seed OilGlycerin, UreaSorbitan Stearate, Sucrose CocoateButyrospermum Parkii ButterOenothera Biennis Seed OilGlyceryl StearateLecithin, Persea Gratissima ButterMorus Alba Leaf Extract, Tocopheryl AcetateCetyl AlcoholStearic AcidXanthan Gum, Citrus Aurantium Dulcis OilPhytic AcidBenzyl Alcohol, Dehydroacetic AcidParfum, Limonene

*emolient
*humektant
*ekstrakty, witaminy, kwasy
*emulgatory, zagęstniki
*konserwanty, substancje zapachowe

Od razu widać, że mamy tutaj do czynienia z kremem bogatym w substancje emolientowe, są wspomniane w opisie producenta oleje i masła (olej lniany, z wiesiołka, masło shea, awokado, olejek ze skórki pomarańczy) czyli powinien być jak najbardziej tłusty. Wysoko w składzie mamy również humektanty czyli substancje wiążące wodę - glicerynę i mocznik.
Emolienty zamykają drogę ucieczki składnikom nawilżającym, więc mamy takie uzupełniające się działanie. 
Oprócz emolientów i humektatów, składnikiem aktywnym jest również ekstrakt z morwy białej. Ma on właściwości regenerujące oraz pobudzające odnowę. Jest również kwas fitowy, który odpowiedzialny jest za rozjaśnianie przebarwień. 
Całość dopełniają emulgatory, zagęstniki, konserwanty i substancje zapachowe. 

Warto zwrócić uwagę na to, że wszelkie dobrocie są na początku składu, czyli jest ich naprawdę sporo. Życzyłabym sobie, żeby każdy kosmetyk pielęgnujący miał tak wzorowy skład.

OPAKOWANIE

Mamy tutaj klasyczną, miękką tubkę o pojemności 75 ml, zamykaną na klik. Trzeba trochę uważać przy aplikacji kremu, ponieważ przypadkiem można wycisnąć za dużo, ale to kwestia wprawy. Szata graficzna oczywiście typowo Viankowa. Jak zawsze jest motyw kwiatowy, ale jednocześnie minimalistyczny. Tym razem dominuje czerwień, biel i czerń. Wszystkie informacje cały czas są widoczne, nic się nie zaciera. Krem wygląda wciąż jak nowy, oczywiście z zewnątrz :)



KONSYSTENCJA, ZAPACH





Konsystencja kremu jest gęsta, zbita, ale łatwo da się ją rozprowadzić po dłoni. Po rozprowadzeniu pozostawia jednak lekko tłusty film na ręce, ale po chwili znika to odczucie i można spokojnie wrócić do swoich zajęć. Zapach - to już kwestia indywidualna, nawet jeśli chodzi o odczucia własne. Obiektywnie rzecz mówiąc, jest to zapach ładny, ja czuję przede wszystkim aromat wiśni, ale to taki aromat ni to intensywny, ni to lekki. Mi się niezbyt podoba, ale stykałam się z osobami które były zachwycone tą wonią. 
Trochę wyczuwam ten zapach po kremowaniu dłoni, ale nie jest to aż tak uciążliwe.

MOJA OPINIA

Zanim opiszę swoje wrażenia, to myślę, że warto na początek wspomnieć to o czym już pisałam. Nie mam wymagającej skóry dłoni, są w dobrej kondycji. Nie mam przebarwień, plam, skóra ogólnie jest miękka i gładka, więc możliwe, że nie do końca jestem w stanie się wypowiedzieć jak krem może działać jeżeli chodzi o dłonie "po przejściach"
Jedynie co, to w moim przypadku uporczywe są suche skórki.

Krem stosowałam przy każdej możliwej okazji, ze szczególnym uwzględnieniem skórek. Jest stale obecny w mojej torebce :)
Wydajność przeciętna. Kremu używam mniej więcej od stycznia, przy codziennym stosowaniu, wyczuwam już małe trudności z wydobyciem kremu z tubki. Ale do pokrycia dłoni nie potrzeba zbyt wiele kremu, także jest dobrze.
Po aplikacji pozostawał na dłoniach tłusty film, ale po chwili nie był już wyczuwalny. Pomimo tego, że skład jest cudowny, to powiem szczerze, że nic to nie zmieniło jeśli chodzi o kondycję dłoni, skóra jest wciąż gładka i miękka. W kwestii skórek różnice już odczułam, nie są już tak szorstkie, rzadziej robią się takie zadziorki. Ogólnie jest lepiej. 

Nie mam jednak pewności jak krem poradził by sobie ze skórą suchą i szorstką. U mnie wielkich cudów nie narobił, ale trzeba przyznać, że nie miał też zbyt wiele do roboty, jedynie co, to przyczynił się do poprawy kondycji skórek. Ale wydaje mi się, że każdy krem do rąk, stosowany regularnie jest w stanie sobie poradzić z takimi rzeczami. 

Dlatego mam trochę mieszane uczucia :) Jest to dobry krem, ze świetnym składem, to nie ulega wątpliwości. Szkoda trochę, że nie jestem w stanie się wypowiedzieć co do właściwości rozjaśniających przebarwienia, sama ciekawa jestem jak sobie z tym radzi. 
Na chwilę obecną, jest to dla mnie dobry krem, taki podtrzymujący to odpowiednie nawilżenie i gładkość. 
Nie mam natomiast pewności jak poradziłby sobie ze skórą w nieco gorszym stanie, czy ze skórą osoby starszej. Czy mógłby się jakoś wyróżnić na tle innych kremów, również naturalnych? Teoretycznie poprzez te właściwości rozjaśniające, chociaż wydaje mi się, że i tak istnieją na rynku podobne formuły.

CENA I DOSTĘPNOŚĆ

Prawie zapomniała bym o jednym z ważniejszych czynników, czyli cena. Na stronie producenta krem można zakupić za 16.99. Oczywiście krem możemy zakupić nie tylko drogą internetową, stacjonarnie produkt znajdziemy w drogeriach Natura, w poszczególnych aptekach i zielarniach. Cena wtedy może się nieco różnić, ale myślę, że nie będzie to zbyt wielka różnica.

PODSUMOWUJĄC:

Ogólnie polecam, zwłaszcza maniakom naturalnej pielęgnacji. Na pewno sprawdzi się jeśli chodzi o skórę normalną, przy dłoniach bardziej wymagających może być odrobinę za słaby, chociaż to tylko teoria, oparta na moich odczuciach. Na pewno warto spróbować, tym bardziej, że krem nie kosztuje majątku.

Znacie krem Vianka? Może macie podobne odczucia? A może Was zainteresowałam?


Pozdrawiam Was serdecznie :)

poniedziałek, 5 lutego 2018

Nowości stycznia - głównie kolorówka drogeryjna :)

Cześć i czołem :)

Po denku przyszedł czas na nowości. Jako, że styczeń był pod znakiem wyprzedaży, to sami dobrze wiecie jak to się mogło skończyć. Kupiłam aż dwie rzeczy ;) Poza tym potrzebowałam też następców produktów o których wspomniałam w ostatnim denku, także obyło się bez większych szaleństw.




Bourjois, Healthy Balance Unifying Powder, odcień 52 Vanille



W momencie kiedy zobaczyłam ten puder na wyprzedaży w Rossmannie, to od razu pomyślałam, że mógłby się sprawdzić jako puder pod oczy. I w takim celu go właśnie kupiłam. Kosztował chyba ok. 12 zł, ale nie pamiętam dokładnie.
Już na chwilę obecną mogę powiedzieć, że sprawdza się. Fajnie wygładza, nadaje skórze pod oczami takiej jedwabistej gładkości. Podoba mi się to wykończenie, a do tego nie wysusza, na czym mi głównie zależało. 
Nie używałam go jeszcze do przypudrowania cery, w celu utrwalenia makijażu, ale wydaje mi się, że nie sprawdzi się w tym polu najlepiej. Ale dla pewności wypróbuję, kto wie, może jednak będę mile zaskoczona. 


L'oreal, Brow Artist Shaper, odcień 02 Blonde



Na pewno już wspominałam o tym, że odkąd rozjaśniłam włosy, to makijaż brwi stał się dość trudnym zadaniem, bowiem wszystkie kosmetyki które mi służyły do ich podkreślenia mają za ciemny kolor. Na szczęście w Rossmannie wpadła mi w oko ta kredka, która też była na wyprzedaży. Myślę, że na początek będzie odpowiednia,  a dopiero za jakiś czas będę szaleć z pomadami.


Ecocera, puder bambusowy



W zasadzie puder kupiłam w grudniu, ale umieściłam go w tym zestawieniu, bo zaczęłam go używać na równi z kosmetykami o których tutaj mowa. Jest to następca mojego ulubieńca Maybelline, więc ma wysoko postawioną poprzeczkę. Na razie się poznajemy, ale prędzej czy później na pewno podzielę się z Wami moją opinią :)
Kupiłam go w drogerii Uroda, a ile kosztował...zabijcie mnie, nie pamiętam. 

Revlon Colorstay, cera tłusta/mieszana, odcień 150 Buff

Dacie wiarę, że nigdy wcześniej nie używałam tego podkładu? Chyba jestem ostatnią osobą która będzie testować ten podkład. Lepiej późno niż wcale :) 
Był to bardzo spontaniczny zakup - tak się właśnie kończy przeglądanie promocji na Cocolicie. Ten odcień co prawda nie był w zaniżonej cenie, ale i tak doszłam do wniosku, że w końcu wypadało by przetestować ten słynny klasyk, tym bardziej, że cenowo i tak jest atrakcyjniej niż w stacjonarnych drogeriach.
Jeśli chodzi o odcień to wahałam się między 150  a 180, (oczywiście wybierałam w ciemno, jakże by inaczej, kierując się swatchami znalezionymi w internecie)
Wzięłam 150,  jednak z dwojga złego lepszy jest jaśniejszy odcień.
Ostatecznie na twarzy tragedii nie ma, ale idealnie nie jest. Chyba będę musiała się zaprzyjaźnić z mixerami.




Eveline, Liquid Control HD, odcień 015 Light Vanilla

Revlon docelowo ma być podkładem do zadań specjalnych, dlatego potrzebowałam też produktu do codziennego stosowania. Po obejrzeniu milionów filmów na yt, wybór ostatecznie padł na podkład Eveline, określany jako zamiennik słynnego Catrice HD. 
Jeśli chodzi o sam podkład z Catrice, to podobało mi się jego wykończenie, ale strasznie oksydował. Mam nadzieję, że propozycja Eveline okaże się lepsza :)
Podkład kupiłam w Rossmannie, był akurat na promocji za 28.99 zł.

Żel aloesowy, Holika Holika

Już w ostatnim denku wspomniałam, że zaopatrzyłam się już w większe opakowanie tego żelu, więc umieszczenie go w tym wpisie to w zasadzie tylko formalność. Akurat żel był na promocji na Cocolicie, więc skorzystałam, kosztował 20 ileś złotych. 

I to już wszystkie nowości które chciałam Wam pokazać. Podsumowując, w denkowym pudełku znalazło się 8 kosmetyków, natomiast nowości jest tylko 6, czyli jestem na plusie.
Nie jest źle :) 

Was też kusiły wyprzedaże, czy jednak detoks? :) Mam nadzieję, że w styczniu do Waszych łapek trafiło sporo fajnych nowości kosmetycznych, bo u mnie jak widać, trochę biednie.  

Pozdrawiam Was serdecznie :)

piątek, 2 lutego 2018

Denko - Zużycia stycznia i mini recenzje

Cześć i czołem :)

Początek nowego miesiąca zwiastuje rozliczenie się z kosmetykami które dosięgły już dna w miesiącu poprzednim, czyli w styczniu. Osobiście uwielbiam to uczucie kiedy powoli widzę dno danego produktu, wtedy wiem, że to tylko kwestia czasu i mogę zabierać się za testowanie innego kosmetyku. Nie lubię otwierać wszystkich kosmetyków na raz, dlatego zawsze cierpliwie czekam aż wykończę dany produkt, zanim zabiorę się za następny. Projekt denko bardzo mnie do tego motywuje, więc naturalną rzeczą jest, że nie ominęła mnie ta seria.

A teraz skupimy się na teraźniejszości, bo przy okazji pojawiają się mini recenzje zdenkowanych produktów.

ZUŻYCIA STYCZNIA


1. PIELĘGNACJA TWARZY:

ARNIKOWE MLECZKO OCZYSZCZAJĄCE, SYLVECO


Mleczko pojawiło się jeszcze w ostatnim poście w którym opisywałam swoją wieczorną rutynę pielęgnacyjną. Nie jest to kosmetyk typowo dla mojego typu cery, ale mleczko lubiłam stosować w rytuale oczyszczającym, między płynem micelarnym, a pianką myjącą (aby jeszcze dogłębniej  oczyścić moją skórę)
Generalnie mleczko jest świetne. Delikatna formuła a do tego masaż skóry to czysta przyjemność. 
Nie zawiera detergentów, w składzie jest olej rycynowy który odpowiada za właściwości oczyszczające - a dodatkowo wzmacnia brwi i rzęsy. Mleczko zawiera też ekstrakt z arniki który ma też działanie wzmacniające kruche naczynka - także jest to propozycja nie tylko dla skóry suchej, wrażliwej, ale też dla naczynkowej. 

TONIK-MGIEŁKA, SERIA ŁAGODZĄCA, VIANEK


Tonik całkiem przyzwoity, wyraźnie odświeżał, koił, miałam wrażenie, że skóra dzięki niemu się uspokaja i jest zadbana. Dobry, naturalny skład, do tego ładny zapach - jak najbardziej polecam. Opakowanie z psikaczem jednak nie zdało egzaminu - podczas aplikacji toniku, spodziewałam się delikatnej, otulającej twarz mgiełki. W rzeczywistości jednak żadnej mgiełki nie ma, tonik po psiknięciu niestety spływał po mojej twarzy. 

ŻEL ALOESOWY, HOLIKA HOLIKA


Jeden z głównych bohaterów mojej wieczornej rutyny pielęgnacyjnej. Jest rewelacyjny w swojej wielofunkcyjności - stosowałam go nie tylko na twarz, ale też również na włosy, jako podkład pod olej lub jako dodatek do masek. Świetne też łagodzi podrażnienia po depilacji, zresztą w ogóle radzi sobie z wszelkimi podrażnieniami. Co tu dużo mówić - genialny w swojej prostocie produkt, do tego mega wydajny. Używałam akurat mini wersję Holiki Holiki, ponieważ chciałam wstępnie przetestować produkt, czy ogólnie mi podpasuje - egzamin zdał śpiewająco, więc nowe opakowanie już jest (tym razem już większe)

2. CIAŁO

KREMOWY ŻEL POD PRYSZNIC, SYLVECO


Jeżeli chodzi o zdenkowane produkty do ciała, to tutaj akurat jest trochę biednie, bo tylko jeden kosmetyk...no szału nie ma :) 
Sam żel jest w porządku - robił to co powinien, czyli dobrze mył, ponadto nie wysuszał skóry, w składzie za to znajdziemy masło awokado, także duży plus. Zapachowo jest całkiem przyjemnie, bowiem możemy wyczuć woń trawy cytrynowej.  Nie posiada także w składzie SLS, na co zwracam szczególną uwagę, ponieważ mam bardzo suchą skórę i nie chcę jej dodatkowo przesuszać.

3. ZAPACH 



MEXX, ICE TOUCH WOMAN



Przyjemny, świeży zapach, raczej z tych z kategorii letnich, dziennych, orzeźwiających. Leciutki, nieprzytłaczający, ale nie mdły. Trwałość szczerze mówiąc przeciętna, chyba, że może po prostu już przyzwyczaiłam się do tego zapachu i aż tak go nie wyczuwam na sobie. Szczerze polecam każdemu, także osobom które posiadają też kolekcję wód perfumowanych z wyższej półki, ale poszukują jakiegoś codziennego zapachu w przystępniejszej cenie, aby nie było szkoda go zużyć w miarę szybkim tempie.

4. KOLORÓWKA

PODKŁAD MAYBELLINE AFFINITONE, ODCIEŃ 14 CREAMY BEIGE

Lekki podkład rozświetlający - wbrew pozorom bardzo fajnie się u mnie sprawdzał. Wyglądał naturalnie, bez efektu maski, miał całkiem przyzwoite krycie, a do tego nawet nieźle się trzymał. Nawet te drobinki rozświetlające mi nie przeszkadzały. Podkład super się sprawdzał latem ze względu na odcień, a latem jak wiadomo skóra jest bardziej opalona. Teraz jak miałam ten podkład na buzi, to niestety troszkę mi różowiał. Ta znacząca różnica między odcieniem twarzy a szyi...chyba nie ma gorszej rzeczy jeśli chodzi o makijaż. 

PODKŁAD MAX FACTOR, LASTING PERFOMANCE, ODCIEŃ 102 PASTELLE

Trochę cięższy podkład od wyżej wspomnianego Affinitone. Posiada również większe krycie, ale szczerze mówiąc jakiejś wielkiej miłości nie było. Nie najgorszy podkład, ale też tak jakoś bez szału. Analogiczna też jest sytuacja jak z podkładem Maybelline, jeśli chodzi o odcień - tutaj nawet różnica między szyją a twarzą jest bardziej uwydatniona przez to, że podkład jest cięższy.

PUDER MAYBELLINE, MASTERFIX, SETTING + PERFECTING LOOSE POWDER


Jeden z ulubieńców roku 2017, dlatego z żalem się z nim żegnam. Puder naprawdę genialny - drobno zmielony, wydajny. Pięknie utrzymuje mat i do daje nadaje efekt wygładzenia cery. Oczywiście potrafi koszmarnie wysuszyć i nie nadaje się pod oczy, ale ja mu to wszystko wybaczam :) Poczekam na promocję w Rossmannie -49% i kupuję kolejne opakowanie -  na promocję pewnie sobie poczekam trochę, ale jestem cierpliwa, po drodze trzeba inne produkty testować ;)

I to już wszystkie zużyte produkty stycznia, w sumie jest 8 pustych opakowań - nie jest to może oszałamiający wynik, ale wierzcie mi, jak na mnie to i tak nie jest całkiem źle.

Znacie produkty które zdenkowałam? Macie podobne zdanie o nich? A może coś Was szczególnie zainteresowało? 
Jestem bardzo ciekawa Waszych opinii :)

Pozdrawiam Was serdecznie!